Home » Posts tagged 'martin seligman'

Tag Archives: martin seligman

Blog

Pożar w burdelu albo 30 srok za ogon – o urokach wielozadaniowości

Moja przyjaciółka wygłosiła kiedyś takie zdanie: „Wiesz, nie da się być jedną d…na 5 weselach”, jako komentarz do tego, że ludzie robią tysiące rzeczy na raz i wydaje się im, że są tacy multizadaniowi oraz mega efektywni. Niestety to nie ma nic wspólnego z efektywnością, a jedynie z bałaganem… 

Znacie taką sytuację? Rano otwieracie mail, a z niego wysypują się setki nowych wiadomości. Zabieracie się za odpowiedzi, a tu za chwilę pojawia się chmurka z boku, że przyszła nowa wiadomość. Zostawiacie więc tą, którą pisaliście i zaglądacie do skrzynki. I powtarzacie tak za każdym razem, kiedy przychodzi nowa wiadomość. A potem na koniec dnia okazuje się, że macie rozgrzebanych kilkadziesiąt maili, żaden nie wysłany i wszystkie w fazie koncepcji. Znacie to? Założe się, że tak.

Miałam kiedyś taką sytuację na szkoleniu – jedna uczestniczka wyłożyła na stół przed sobą 2 telefony komórkowe i z częstotliwością co najmniej raz na 5 – 10 sekund odświeżała ekran obu z nich, sprawdzając czy przyszły jakieś wiadomości. I tak przez 2 dni.  I nie, nie była maklerem giełdowym, któy musi monitorować 5 giełd na raz. Ani nie miała jakiejś sytuacji ekstremalnej w pracy lub też rodzinnej, które wyjaśniałyby takie zachowanie. W efekcie tak naprawdę trudno jej się  było skupić się na jakimkolwiek z wykonywanych ćwiczeń, zastanowić się nad swoimi wyzwaniami, a także zaangażować się w pracę zespołową. A na początku w rundce zapoznawczej powiedziała, że najbardzej zależy jej na tym, aby zmienić to jak funkcjonuje do tej pory. I kiedy miała szansę przyjrzeć się sobie, to akurat oglądała ekran telefonu.

Z kolei znajoma trenerka prowadziła kiedyś szkolenie dla grupy  managerów z efektywności osobistej. Prosili ją, a wręcz błagali o to szkolenie, bo uznali wszyscy, że mają z tym mega problem. Przyszedł dzień szkolenia i każdy z nich przyszedł na salę szkoleniową z laptopem. Po około pół godziny prowadzenia szkolenia, gdzie panowie siedzieli ciągle z głowami w komputerach, z zaangażowaniem w zajęcia na poziomie minus dwieście, ona przerwała szkolenie i zapytała się ich:

Trenerka – Po co tu jesteście?

Grupa- Żeby nauczyć się efektywności osobistej

Trenerka: Brawo!!! To w takim razie powiedzcie mi, co zrobiliście dla siebie przez ostatnie  30min w tym celu?

Zapadła cisza. Żaden z nich nie zająknął się nawet odnośnie tego i w ogóle nie wiedzieli za bardzo co się dzieje na szkoleniu. Po tej rundce ,wszyscy zamknęli komputery, odłożyli na bok i zaczęli pracować, tym razem dla siebie.

Zastanawia mnie wciąż, czemu ludzie inwestują swój czas, pieniądze, często nie małe, a potem pozwalają sobie na takie marnotrawstwo wszystkiego. No, ale jak mówi król Julian :” Człowieki są dziwne!”

Coś Wam te historyjki mówią? Bo mnie, aż zapala się czerwona lampka i daje po oczach napisem  pt. WIELOZADANIOWOŚĆ –  nie istnieje!!! Wydaje nam się tylko, że jesteśmy w stanie wykonywać kilka czynności na raz. Ale tak naprawdę nasz mózg jest się w stanie skupić na wykonywaniu JEDNEJ i TYLKO JEDNEJ rzeczy w danym momencie. Nasz mózg do chwili obecnej nie wyewoluował, aż tak bardzo,żeby być multizadaniowy.On się jedynie przerzuca między zadaniami. Może to za jakiś czas się zmieni 😉 Ale ostatnia ewolucja mózgu trwała podobno jakieś 5000 tyięcy lat, więc możemy sobie poczekać 😉

Badania naukowców z brytyjskiego Uniwersytetu Sussex, których wyniki zostały opublikowane na łamach PLOS ONE – przekonują, że  wielozadaniwość to droga donikąd. Poproszono 300 studentów, aby wypelnili kwestionariusz odnośnie tego, jak oceniają swoją umiejętność pracy wielozadaniowej. Aż 70 proc. z nich  było przekonanych, że są w tym nadzwyczaj dobrzy. Potem sprawdzano ich rzeczywiste zdolności. ” Jak się okazało, zdecydowanie gorzej z wielozadaniowością radziły sobie osoby twierdzące, że są w tym świetne. Badacze sądzą, że ludzie angażujący się w wiele zadań jednocześnie robią to, ponieważ brakuje im zdolności do zagłuszenia rozpraszających bodźców i skupienia uwagi na jednej rzeczy”.

Ekhmm… znaczy się, że to my sami sobie robimy taki bałagan?  Brawo My!

Ja jestem fanką ogromną one step in a time – czyli jedna rzecz w danym momencie. Wielozadaniowość toleruję tylko w samochodzie, gdzie prowadzę i słucham muzyki oraz gdy sprzątam, to też słucham muzyki 😉 Ale tutaj mam wrażenie nie zakłócam pracy mojemu mózgowi 😉

Już się nauczylam, że :

  • Jak dzwonię, to skupiam się na rozmówcy i na tym, co mówię, a nie jednocześnie sprawdzam maile.
  • Jak otwieram maila, to albo od razu na niego odpisuję, albo zamykam i zaznaczam,żeby odpisać  później.
  • Jak pisze artykuł, to piszę artykuł i moim przyjacielem Word, a nie jednocześnie sprawdzanie Facebooka
  • Jak jem z kimś śniadnie/ kolację, to nie siedze z nosem w smartfonie albo nie rozmawiam wtedy przez telefon
  • Jak spotykam się z klientami, to wyłączam telefon- to jest czas dla nich, a ja chcę im dedykować moją uwagę i wysłuchać ich.

Myślę sobie, że wielozadaniowość to test na jakość tego, co ofiarujemy sobie i innym. Czy chcemy, żeby rzeczy,sprawy,rozmowy,czas spędzany z bliskim miał jakąś wartość? Czy szanujemy pracę, którą wykonujemy? Martin Seligman mówi, że jednym z elementów życia spełnionego jest uważność. I tak sobie myślę, że jeżeli pojawia się wielozadaniowość, to coś szwankuje w tej naszej uważności. Na wielozadaniowość jest jedno lekarstwo- szacunek do samego siebie i myślenie o tym co i  jakiej jakości z siebie dajemy w danym momencie.

A jak Wy sobie dajecie radę z wielozadaniowością? Jakich siebie dajecie innym? Jesteście na 100 czy może tylko 50%?

Podążaj własną drogą – autostrada spełnienia

Wraz z życzeniami urodzinowymi dostałam tą piosenkę. Osoba, która mi ją wysłała nawet nie wiedziała, że to od lat jest „moja” piosenka 🙂 Związanych z nią jest wiele wspomnień. Nie mniej jednak wraz z tą dedykacja przyszła mi na myśl refleksja taka, że nieważne jaką drogą podążamy, byleby to była nasza droga.

Widzę czasem, jak niektórzy moi klienci poszli np.drogą oczekiwań innych,a dzisiaj bardzo im to przeszkadza i nie są na niej szczęśliwi. Wiem też, jakie to bywa trudne, żeby trzymać się tej drogi. Wiele osób, czasem nawet najbliższych, potrafi skutecznie nas z tej drogi zawracać. Ale wiem też, że kiedy już rozsiądziemy się wygodnie na naszym osobistym „gościńcu”, to poczucie sensu i spełnienia są tak wielkie, że dają energię wręcz niesamowitą .

Jak słucham i patrzę na kobiety, które poszły własną drogą np. Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Meryl Streep, Kayah  to widzę i słyszę kobiety spełnione, szczęśliwe. Martin Seligman, ojciec pozytywnej psychologii,  uważa, że nasze życie będzie szczęśliwe wtedy, kiedy będziemy mieli poczucie spełnienia. Myślę, że jednym z warunków tego spełnienia jest to, żebyśmy przestali przeglądać się w lustrach innych osób, a zaczęli patrzeć w swoje. Zapytaj siebie czego chcesz i czego pragniesz, a następnie zacznij to robić.

Wybierajcie swoje ścieżki i podążajcie nimi. Niech one będą Wasze od początku do końca. I cieszcie się z tego, że na nich jesteście i nimi podążacie. A zobaczycie jaką dają one Wam moc 🙂

20130504_164056